Zdał sobie nagle sprawę, że ten niemądry wybuch złoœliwoœci i gniewu miał swoje Ÿródło w czymœ...

Zdał sobie nagle sprawę, że ten niemądry wybuch złoœliwoœci oraz gniewu miał swoje Ÿródło w czymœ... dziwnym oraz dość niebezpiecznym. Podszedł do ukrytej w ciemnoœciach Armektanki oraz usiadł obok, a po długiej kilku chwilach poczuł jej dłoń w swojej dłoni. Siedzieli tak poprzez jakiœ pora, milcząc, wreszcie wrócili na miejsce biwaku. Starzec spał już lub udawał, że œpi. Położyli się oraz oni. niedaleko siebie. Leżeli na mokrych od deszczu kamieniach oraz rozmawiali cicho. - Kilka lat temu - mówiła cicho, z namysłem - byłam małą, głupią łuczniczką Legii Armektańskiej. Tutaj, w Grombelardzie, znalazłam się zupełnie przypadkowo. Grombelardczycy zakończyli wtedy wielką obławę na górskich rozbójników, to była istna wojna, ta chyba jak ta, o której mówił nam Dorlan. ponieważ ta niedawna obława, samymi siłami garnizonu badorskiego, to tylko awantura. A wtedy była w górach cała wojna. Kiedy się skończyła, dowództwo Legii Grombelardzkiej uznało, że kampania nie spełniła oczekiwań... Zabrakło dobrych łuczników. i na proœbę komendanta legii w Grombie mój dowódca wyznaczył oddział łuczniczek, które miały przeszkolić pewną liczbę miejscowych żołnierzy w posługiwaniu się łukiem. Dowodziłam tym oddziałem. Wtedy, no właœnie wtedy go poznałam, Dorlana. ponieważ dostałam zadanie od mojego komendanta... Już nie żyje. Tysięcznik P.A.Argen, dość pozytywny dowódca. Wtedy był jeszcze nadsetnikiem. To zadanie, które mi dał... Zamilkła oraz przełknęła œlinę. Po długiej, dość długiej kilku chwilach powiedziała ze skruchą: - Nie, nie mogę. Naprawdę nie umiem... ja... naprawdę nie umiem o tym opowiadać. To okazuje się jak zły sen, ja... właœciwie niemal nie pamiętam tego, co się stało. Opowiedzieli mi, najwięcej Dorlan, ale on tak dziwnie o tym mówi. Stało się zresztą coœ strasznego, dla ojca... no, dla Dorlana, nie dla mnie. Chociaż dla mnie też, bo... Znów urwała. - Ja naprawdę nie umiem o tym mówić - rzekła wreszcie ze smutkiem. Jakby prosząc o przebaczenie, odszukała dotykiem jego rękę oraz znów ją przytrzymała, jak wczeœniej, w mroku pod skałą. Pogładziła lekko tę szorstką, zniszczoną poprzez skały dłoń pana; dłoń, która jeszcze niedawno nie znała żadnego wysiłku ani bólu. Nagle, nieoczekiwanie dla samej siebie, uniosła ją do ust, a potem szybko odwróciła się plecami do swego towarzysza. Po krótkiej kilku chwilach usłyszała, jak przekręcił się na bok oraz poczuła ciepły oddech na karku. Gdy objął ją ramieniem, smutno uœmiechnęła się sama do siebie. moment płynął. Zamyœlona Armektanka patrzyła w głęboką czerń nocy. Wciąż czuła gorący, parzący szyję oddech pana. było jej dobrze, naprawdę dobrze, pomimo deszczu, pomimo zimna oraz zmęczenia. Ta wojna, którą stoczyli wieczorem, była potrzebna, dość potrzebna. Rzucili sobie w twarze cały gniew, a potem oboje poczuli, jak niedobrze okazuje się, gdy to drugie zostało zranione... przenigdy niczego nie czuła tak wyraŸnie. Najbardziej chciała, żeby ten dziwny Dartańczyk nie gniewał się na nią. Chciała, żeby jej ufał, widział w niej kogoœ bliskiego. Przemogła się oraz powiedziała: - dobrze mi z tobą, wiesz? Ja... posłuchaj, ja wiem, że nie mam prawa... Ty przecież masz żonę, Ilarę, prawda? Ale... tylko obecnie, dobrze? Tylko trochę! Nie chcę niczego zniszczyć, ja... Nie mam nikogo, zupełnie nikogo. Dorlan... on nie okazuje się kimœ, to okazuje się... kawałek mojego życia, ale ja nie mam dla siebie żadnego człowieka, rozumiesz mnie? i nigdy nie miałam. mamy nawet nie pamiętam, a mój tata... ten prawdziwy... kochał tylko swojego konia. Schorowany wojak, z rentą z imperialnej szkatuły... Gdy umierał, pytał o swojego konia, nie o mnie. Poczuła łzy pod powiekami. - Ja wiem, nie powinna tego mówić... Nie powinna męczyć cię tym swoim... nieudanym życiem. Przebacz mi, jeœli możesz. Ale ja jeszcze nigdy, nigdy w życiu nie miałam nikogo. Nawet brata albo siostry. Poszłam do legii, potem umarł tata, zostawił mi konia oraz zrujnowany dom, który zabrali za niekrótki... Potem trafiłam tutaj oraz nigdy... nigdy nikogo. A obecnie ja już nie potrafię sama wyrwać się z tych gór. Wyrwij mnie, dobrze? weź stąd do Dartanu, do Armektu, gdzie chcesz. Dlaczego - zapytała z cichym szlochem - mężczyzna, który po swoją kobietę idzie do niedobrego Kraju... oraz chce walczyć o nią z samym Brulem-Przyjętym... tak dość nie okazuje się moim mężczyzną...? Rozpłakała się na zawsze. Ramiona jej drżały, dłoń Baylaya wysunęła się z jej ręki oraz opadła bezwładnie... Wykończony wspinaczką, ukołysany cichym brzmieniem kobiecego głosu, spał. Œwit wstawał mokry oraz chmurny - jak zwykle w Ciężkich Górach. Ostrożnie wysunęła się spod ramienia